Rumunia – Majówka 2017 – dzień 3
Dzień trzeci, czyli niedźwiedź w namiocie, zamarznięty namiot, bałwan i przebiśniegi, uratowana księżniczka oraz obiad, którego nikomu nie polecam. 51 kilometrów w prawie 7 godzin.
Obudziłem się wcześnie rano, bardzo wcześnie, bo w okolicach 5:30. W nocy temperatura spadła niemalże do zera, mój dwudziestoletni śpiwór dawno stracił swoje cudowne właściwości i zwyczajnie marzłem. W nagrodę udało mi się zobaczyć cudowny wschód słońca oraz sfilmować niedźwiedzia buszującego w namiocie Michała.
Dziś mieliśmy ruszyć na wschód, jednak najpierw pokręciliśmy się po okolicy powoli wjeżdzając w wyższe tereny. Trasę przed wyjazdem planowałem na podstawie Google Earth, co sprawiło, że niektóre odcinki, które na zdjęciach wyglądały na ładne, po prostu okazywały się nieprzejezdnymi. Tak trafiliśmy w ślepy zaułek usiany krokusami.
Po krótkiej sesji foto, oraz przeanalizowaniu map w Orux Maps, zdecydowaliśmy się na powrót drogą, która przyjechaliśmy i przejazd drobną ścieżką idącą w górę. Okazało się, że nie będzie łatwo, najpierw stromy i ciasny podjazd pomiędzy drzewami i głazami (około 20-25%), a na samej górze znikająca pod grubą warstwą jesiennych liści droga. A może jednak, nie było aż tak ciężko, bo pilot przez cały podjazd spał 🙂
Na górze jest pięknie, liście i dużo drzew, w pewnym momencie gubimy drogę i zaczynamy błądzić. Po kilkunastu minutach przesuwania zwalonych drzew, przeciskania się pomiędzy rosnącymi docieramy do czegoś, co w końcu przypomina drogę.
Kolejną godzinę zajmuje nam pokonanie 10 kilometrów do sklepu, w tym czasie zjeżdżamy z wysokości 1150 na 400. Po drodze zatrzymujemy się na krótką zabawę ze śniegiem, ulepione przez nas bałwany docierają na dół do sklepu znajdującego się w Firiza. Robimy zakupy na kolejne dwa dni i jedziemy dalej na wschód. Po paru kilometrach przejechanych wąską asfaltową drogą 183 skręcamy w lewo na szutrową 183A prowadzącą do ośrodka narciarskiego. Przejechanie kolejnych 10 kilometrów zajmuje nam całą godzinę, cały czas jedziemy zboczem, mając po prawej stronie widok na piękną dolinę.
W końcu znajdujemy przepiękne miejsce na obóz w tej samej dolinie, na która cały czas patrzyliśmy.
W trakcie szukania drewna na ognisko chłopcy znajdują małym szybie zamkniętą księżniczkę, której po krótkiej naradzie decydujemy się pomóc. Na sesji foto wygląda to groźnie, ale uratowana żaba bez żadnych obrażeń schowała się w trawie.
Rozpaliliśmy ognisko, na obiado-kolację było okropne lokalne cassoulet z fasolką oraz po raz pierwszy parę piw. Nasze ognisko dość szybko zgasło, natomiast chłopców do końca wieczora płonęło pięknym ogniem. Chłopcy poszli wcześnie spać, my natomiast do późna w nocy nadrabialiśmy nieudaną kolację butelka danielsa.